Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

do miasta, by się czegoś dowiedzieć. Lecz gdzie pójdzie?... U kogo się rozpyta?... Przypomniał sobie, że Wilhelm, robiąc przypuszczenia gdzie Salvat mógł pójść szukać schronienia, wymienił nazwisko Janzena. Chciał więc iść do niego, lecz po chwili zastanowił się, że Janzen, jeżeli się dowiedział o wybuchu, to najniezawodniej nie powrócił do siebie w obawie policyi.
— Poszedłbym kupić dzienniki wieczorne — powtórzył znów Piotr — lecz na pewno nic w nich nie znajdziesz... W Neuilly znam prawie wszystkich... ale nikt nie będzie w stanie dania mi informacyj... chyba Bache...
— Jakto?... Więc znasz Bache’a? — zawołał z ożywieniem chory. — Bache’a, radcę miejskiego?...
— Tak, zajmowaliśmy się razem wieloma dobroczynnemi sprawami w naszej dzielnicy.
— Bache jest moim przyjacielem, znamy się oddawna... jest to człowiek, któremu można zaufać. Proszę, idź do niego i sprowadź mi go tutaj.
W kwadrans potem Piotr wrócił, przyprowadziwszy nietylko Bache’a, który mieszkał w sąsiedniej ulicy, lecz także i Janzena, którego najniespodziewaniej tam zastał. Janzen był na obiedzie u księżnej de Harn a dowiedziawszy się o zaszłym wybuchu przy ulicy Godot-de Mauroy, nie powrócił do siebie, pewnym będąc, że policya już tam na niego czatuje. Miał się na ostrożności, nauczony doświadczeniem, iż każdy jego krok est znany i śledzony, bo policya chciała po-