swojone zasady czcił z religijnem poszanowaniem, tak więc obie doktryny odnajdywały się w nim obok siebie. Wszakże później zaczął się interesować spirytyzmem. Niezależny pod względem materyalnym, zadawalniał się skromnym dochodem i wiódł życie spokojne. Dopiero komuna wytrąciła go z monotonnego spokoju, zaciągnął się bowiem w jej szeregi i czynny wziął udział w sprawach bieżących, sam dobrze nie wiedząc dla czego i po co. A chociaż zawsze należał do umiarkowanych, rząd wersalski skazał go zaocznie na karę śmierci, Bache więc aż do amnestyi znalazł bezpieczne schronienie w Belgii. Powróciwszy zaś do Paryża, zamieszkał w rodzinnej dzielnicy w Neuilly, a miejscowi mieszkańcy wkrótce obrali go radcą miejskim nie tylko ze względu, że chcieli w nim uczcić ofiarę burżuazyjnego prześladowania reakcyi, lecz głównie, by mu dowieść ogólnej życzliwości, jaką sobie zdobył wielką swą ofiarnością, zacnością i dobrocią.
Pragnąc się dowiedzieć interesujących go nowin, Wilhelm zwierzył się gościom, opowiadając im historyę skradzionej bomby, wyjście spokojne Salvata z pod bramy pałacu Duvillard i własne wdanie się w tę sprawę, gdy w chęci zagaszenia zapalonego lontu, został powalony na ziemię i skaleczony wybuchem. Janzen słuchał opowiadania z twarzą zimną, spokojną, z twarzą chudego, jasnowłosego Chrystusa, a wreszcie wyrzekł głosem
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.