Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

słodkim, lecz bardzo powoli i z przykrym cudzoziemskim akcentem:
— Ach... więc to Salvat... Byłem przekonany, że to młody Mathis... dziwię się... bo Salvat nie był zdecydowany... zkąd mu się to wzięło...
A gdy zaniepokony Wilhelm zapytał go jak sądzi, czy Salvat rozgada się i innych narazi, Janzen zawołał stanowczo:
— O nie, o nie!
Lecz po chwili, w ostrych, chimerycznych oczach Janzena błysła jakby pogarda i dodał:
— A jednak, kto wie... Salvat jest uczuciowy!
Bache, przerażony całą sprawą, lękał się przedewszystkiem denuncyacyi, mogącej skompromitować Wilhelma, a kochając go, szukał sposobów mogących go zabezpieczyć od wdania się policyi. Wilhelm zaś, widząc pogardliwy wyraz twarzy Janzena, cierpiał, iż może być przez niego posądzony o tchórzostwo. Lecz cóż im mógł powiedzieć na usprawiedliwienie swej obawy? Czyż miał im odkryć tajemnicę, której nie wyjawił nawet przed bratem?
W tej właśnie chwili weszła do pokoju Zofia, mówiąc swemu panu, że przyszedł pan Teofil Morin i przyprowadził z sobą jeszcze innego pana. Zadziwiony tak późną wizytą, Piotr wyszedł przyjąć przybyłych. Zapoznał się z Teofilem Morin, powróciwszy z Rzymu i dopomógł mu w przetło-