Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

gu sprawiedliwym i ojcowskim, bajka o raju, gdzie wynagrodzonemi będą cierpienia doznane na ziemi, przez długie wieki mogła być uważaną za konieczne ukojenie trosk ludzkich. Lecz jakże to wyzyskano! Jakże tyrańskiem narzędziem stały się te ułudne dobrodziejstwa w ręku ich rozporządzicieli! Czyż nie lepiej było zerwać z tą obłudą i brutalnie wypowiedzieć całą jej znikomość, w zamian ucząc kochać życie dla doczesnego jego trwania, kochać je nawet wśród łez i bólu! Wszak coraz wyraźniej ludy odwracają się od chrześciańskiej doktryny, popychane żądzą odszukania bliższego ideału, religii szczęścia, zdrowia i radości, w zamian za religię śmierci, jaką ich karmiono. Obiecywane dobrodziejstwa pośmiertne, coraz to dwuznaczniejszą wydają się im sprawiedliwością a wraz z powątpiewaniem w wymiar bożej sprawiedliwości, chrześcianizm runie, musi runąć, bo straci pod sobą grunt, na którym go wzniesiono. Pozagrobowa szczęśliwość staje się kłamliwą obietnicą w oczach nieszczęśliwych, nie chcą jej dłużej, srożą się na nią, bo już nadużytą została ich cierpliwość, chcą dzisiaj nagrody, na którą zasłużyli, chcą wejść w posiadanie cząstki szczęścia przynależnej każdemu. Żądanie wymiaru doczesnej sprawiedliwości, jawi się na ustach tłumu dotąd milczącego. Krzyk się rozlegać już poczyna, krzyk domagający się sprawiedliwości, chleba dla głodnych, dachu dla nędzarzy. Jałmużna im dawa-