Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nieodchodźcie... przyrzekam, że będę leżeć spokojnie i nie będę już mówił, ale pozostańcie i rozmawiajcie... Owszem, wasza obecność uspakaja mnie... nie chcę, byście mnie pozostawiali samego...
Chory przymknął oczy, a obecni zaczęli rozmowę półgłosem. Stary Barthès z oburzeniem mówił o tym nowym systemie walki za pomocą podrzucania bomb, twierdząc z zapałem, iż wszyscy dawni bohaterowie walki za wolność ze wstrętem odrzuciliby broń tego rodzaju. Wyznał przytem, iż nierozumnie zawikłanych uroszczeń młodego pokolenia, bo czyż wolności nie dosyć dla zwycięzkiego rozstrzygnięcia wszystkich kwestyj i usunięcia wszelkiego zła?... Czy może być inne zadanie, prócz ustanowienia rzeczypospolitej takiej, jak on ją pojmuje?... A wspomniawszy o mowie, jaką miał dziś Mège w Izbie deputowanych, wystąpił z goryczą przeciwko kolektywizmowi, utrzymując, że kolektywizm jest jedną z form despotycznego, demokratycznego rządu. Teofil Morin był również przeciwnikiem dyscyplinarnego funkcyonowania społeczeństwa zachwalanego przez kolektywistów, lecz przedewszystkiem potępiał wstrętne zamachy anarchistów, chcących zdobyć brutalną siłą to, co przyjść może tylko dzięki ewolucyi, którą przyśpieszy praca spokojna nad szerzeniem oświaty. Wprost nie wierzył, by polityka mogła być dźwignią postępu, pomijał ją więc z pogardliwą obojętnością. Bache zaś, jak-