Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

wie oparci, poszli dalej, już to rozmijając się, lub ścierając, a ztąd powstał cały zamęt sprzecznych z sobą doktryn, wśród których jakże trudno dojrzeć prawdziwy promień wyczekiwanego dobroczynnego światła! Gdzież jest łódź zbawienia?... ku któremu portowi zawinąć można bez obawy rozbicia?... Piotr obiecywał sobie zbadać bliżej wszystkie główniejsze prądy i, poznawszy pierwsze wyłączne myśli, pozostawione w spuściznie przez wiek XVIII, przystąpić do przestudyowania dzieł mistrzów współczesnych, takich jak Saint-Simon, Fourier, Cabat, August Comte, Proudhon i Karol Marx. Zdawało mu się, że wtedy dopiero zdoła ocenić przebytą już drogę i z jaśniejszym poglądem stanie przy dzisiejszem rozdrożu. Lecz oto dziś, wypadkowo, danem mu jest słyszeć żywe słowo kilku światłych ludzi u niego zebranych i poruszających wszystkie za i przeciw doktryn, obecnie uprawianych, wrogo ścierających się i z wiarą goniących za prawdą, jutro z nich powstać mogącą.
Piotr zwrócił się w stronę chorego i ujrzał wielką bladość jego twarzy. Czyżby i Wilhelm, ten człowiek wierzący w potęgę wiedzy, cierpiał, wątpiąc w jej zbawczość?... Może ulegał zwąpieniu, słysząc tyle sprzecznych teoryj, i wylękły jest, że walka o prawdę wywodzi na manowce wojujących?...
Zaniepokojony, zapytał brata:
— Czy jest ci gorzej?...