— Tak, trochę. Sprobuję zasnąć.
Goście się rozeszli, a w dworku Piotra pozostał tylko chory Wilhelm i Mikołaj Barthès, dla którego Zofia przygotowała pokój na pierwszem piętrze. Piotr, nie chcąc opuszczać brata, spędził noc na kanapie stojącej w sypialni. Wkrótce zaległa głęboka cisza w mieszkaniu i tylko senna myśl braci wywoływała jeszcze widziadła z minionych lat, wspólnie spędzonego dzieciństwa.
Nazajutrz rano, z niecierpliwością doczekawszy szy się godziny siódmej, Piotr wyszedł kupić poranne dzienniki. Wilhelm po bezsennej prawie nocy, czuł się osłabiony i trapiony gorączką. Pomimo to przynaglił brata, by mu przeczytał wszystkie artykuły, mówiące o wczorajszym zamachu. Prawie wszystkie dzienniki podawały mnóstwo szczegółów, mieszając prawdę z wymyślonemi dodatkami. Zwłaszcza „Głos ludu“, redagowany przez Sagniera, obfitował w zadziwiające wiadomości, nagromadzone bezładnie, ze wszelkich źródeł, a każdy sensacyjny ustęp dziennika zwracał uwagę czytelników nagłówkiem, drukowanym olbrzymiemi literami. Widocznem było, że Sagnier odłożył, jak na teraz, ogłoszenie owej sławnej listy nazwisk trzydziestu dwóch senatorów i deputowanych, skompromitowanych w sprawie afrykańskiej kolei żelaznej. Dziś cały był przejęty podaniem szczegółów niespodziewanej katastrofy przy ulicy Godot-de-Maury. Wyszczególniał drobiazgowo uszkodzenia zaszłe w archi-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.