Na szczycie paryzkiego wzgórza Montmartre, stał domek Wilhelma, zamieszkany od lat wielu przez niego i jego rodzinę. Praca i spokój panowały w tem cichem ustroniu, a blade światło zimowego poranka, jaśniejszem tu było, niż w dolnych dzielnicach Paryża.
Podczas śniadania, Wilhelm, zaniepokojony o swoich wyczekujących jego przyjścia, powziął myśl wyprawienia Piotra do dworku na górze, by uspokoił ich wszystkich i wytłomaczył rzecz całą. Rzekł więc do brata:
— Piotrze, liczę na ciebie, że zechcesz mi oddać wielką przysługę. Idź na Montmartre i powiedz im, że jestem lekko ranny, lecz wróć do domu — nie mogę a przytem nie chcę, by ktokolwiek z nich mnie tu odwiedzał — bo mógłby ich kto wyśledzić i odkryć, gdzie się schroniłem. List mój wczorajszy był krótki i żadnego nie dający wyjaśnienia, zatem mogliby się zacząć niepokoić o mnie, gdybym im nie dał wiadomości o sobie.
Zamilkł na chwilę, wreszcie ulegając myślom, które od wczoraj najmocniej go gnębiły, trwogą
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.
II.