Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

Mała ogrodowa furtka łączyła ogród Wilhelma ze stromą ulicą złożoną z przerywanych piętrami schodów, lecz by dojść do głównych drzwi dworku trzeba było obejść na około, przez szeroką ulicę wiodącą do bazyliki Sacré-Coeur, i przez część placu du Tertre, na który wychodziła fasada. Na kwadratowym placu, przypominającym małomiasteczkowe rynki, bawiła się gromada dzieci, goniąc się pomiędzy drzewami. Domy i sklepiki również przypominały życie na prowincyi. Obok jatki piekarnia, a w pobliżu zieleniarka i skromny sklep korzenny. W rogu placu na lewo Piotr poznał fasadę dworku Wilhelma. Ściany miał jasna, niedawno odnowione, lecz okna były jakby martwe, albowiem cała rodzina mieszkała w pokojach wychodzących na ogród, zkąd roztaczał się wspaniały widok na Paryż, ciągnący się u stóp wzgórza.
Piotr stał przez chwilę przed drzwiami, wreszcie odważył się pociągnąć za guzik od dzwonka, guzik miedziany lecz błyszczący jak złoto. Dzwonek się odezwał wesoło lecz w oddali. Długo nikt nie przychodził i już Piotr zamierzał zadzwonić po raz drugi, gdy drzwi otworzyły się szeroko, ukazując korytarz przecinający dom cały a dalej w jasności ocean Paryża, morze dachów w bezbrzeżnej przestrzeni. Na tem tle, w ramie ścian korytarza stała młoda dwudziestoletnia dziewczyna, skromnie ubrana w czarną wełnianą su-