Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz świeże i pełne dobroci. Całym wyrazem swej twarzy i wdziękiem postaci świadczyła, że jest istotą szlachetną, wzbudzającą ufność i przywiązanie. Była to dzielna towarzyszka życia zdolna kochać i być kochaną.
Lecz Piotr nie był w stanie jej ocenić przy tem pierwszem spotkaniu. Raziła go zbytkiem zdrowia, nagością pięknych ramion odsłoniętych z bezwiednym bezwstydem, nawet rozsypujące się falami włosy dziewczyny nie podobały się księdzu jak i rezolutność mowy i całego zachowanie się Maryi. Zaniepokoiła go jako typ odmienny od wszystkich dotąd spotkanych i zdawało mu się, iż nazawsze będzie niechętnie względem niej usposobiony.
— Przybywam w imieniu Wilhelma, mego brata...
Twarz Maryi nagle spoważniała i, wprowadziwszy gościa do korytarza, spytała, zamykając drzwi od ulicy:
— Pan nam przynosisz wiadomości od niego?... Przepraszam, że pana przyjmuję w gospodarskiem ubraniu... Ale służące ukończyły pranie bielizny, więc poszłam się przekonać, czy dobrze wykonały robotę... I oto raz jeszcze muszę pana przeprosić, wprowadzając go najpierw tutaj, bo może lepiej, abym pierwsza usłyszała to, co pan ma do powiedzenia...
Otworzyła drzwi na lewo i wprowadziła Piotra do obszernej izby koło kuchni. Izba ta służyła