Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

tować ojca, dla nich więc starał się teraz znaleźć słowa mogące być nadzieją prędkiego wyzdrowienia.
— Wilhelm jest u mnie... w Neuilly... Wszystko co potrzebne było dla opatrzenia nadwyrężonej ręki zostało natychmiast zrobione i będzie troskliwie doglądany... Przysłał mnie tutaj, by państwa uspokoić, iż nic złego mu nie zagraża.
Babka słuchała uważnie, lecz z tak niezmąconym spokojem, jakby słowa Piotra były tylko potwierdzeniem tego, o czem już wiedziała. Jednakże odczuła, iż ciężar spadł jej teraz z serca, bo z troską, jaką miała od wczoraj, nie zwierzyła się nikomu. Po chwili, rzekła uprzejmie:
— Ponieważ jest u pana, przeto jestem spokojną o niego... Jego list wczorajszy spadł na nas niespodziewanie, i nie mając bliższych wiadomości zaczęlibyśmy się niepokoić... Lecz teraz wiemy wszystko i dziękujemy panu za przyniesione wieści.
Marya nie zadawała mu pytań, a teraz babka oraz trzej synowie z równą zachowywali się dyskrecyą. A jednak na stole leżały rozłożone dzisiejsze dzienniki podające opis wczorajszej katastrofy, zapewne więc cała rodzina Wilhelma już je czytała i musiała wnioskować, że jest on zamięszany w tę sprawę. Lecz cóż oni o tem wszystkiem wiedzieli?... Co mogli przypuszczać?... Zapewne nie wiedzieli nawet o istnieniu Salvata i nie byli w stanie wpaść na prawdopodobne domysły, a tem mniej na rzeczywisty trop wy-