Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

niewidzialną ręką, dążyły osiąść na szczytach domów i gmachów. Ztąd widziany Paryż stawał się płaszczyzną, chaotycznie zoranem polem. A może w złotym posiewie rzucane przez słońce ziarno wzejdzie na przygotowanym gruncie?... Paryż, zapłodniony życiodajnem światłem boskiego słońca, wyda obfite żniwo prawdy i sprawiedliwości?...
Wkrótce Piotr się pożegnał z rodziną brata, złożywszy obietnicę, że natychmiast da znać, jeżeli nastąpi pogorszenie w zdrowiu Wilhelma. Marya odprowadziła go do drzwi wychodzących na ulicę, a pragnąc znaleźć parę słów dla przesłania ich choremu od siebie, znów zarumieniła się gwałtownie ku wielkiemu swemu niezadowoleniu. Przemogła wszakże swe zmięszanie i, patrząc księdzu prosto w oczy, rzekła wesoło i szczerze:
— Proszę Wilhelmowi odemnie powiedzieć, że go kocham i oczekuję.