Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bracie, mówiłeś mi, że Tomasz ma zamiar powrócić do fabryki i pracować tam nad swoim nowym motorem, przez cały czas mojej nieobecności. A jeżeli policya uzna za właściwe przyjść zrobić rewizyę w zakładzie Grandidiera?... Jeżeli zaczną badać pracujących tam robotników?... Rozumiesz jak trudnem będzie położenie Tomasza, który zatnie się w milczeniu, chcąc zachować tajemnicę w całości... Trzeba go zawiadomić i ostrzedz! Trzeba koniecznie, i to natychmiast...
Piotr, nie dopytując się o nic, rzekł z gotowością do oddania usługi bratu:
— Jeżeli chcesz, to zaraz po południu pójdę do fabryki, by widzieć się z Tomaszem. Może spotkam samego Grandidiera i dowiem się od niego o co go pytano u sędziego śledczego, a tym sposobem będziemy najlepiej wiedzieć, jak rzeczywiście stoi cała ta sprawa.
Wilhelm z porywem serdecznej wdzięczności, uścisnął dłoń Piotra, dziękując mi:
— Bracie kochany, zrób jak mówisz! Będzie to poczciwie i dzielnie z twej strony!
— Ja, prócz tego, miałem dziś zamiar pójść na Montmartre... Wiesz, nie mówiłem ci o tem, lecz teraz ci wyznam. Jeżeli Salvat uciekł z Paryża, to pozostała w pustem mieszkaniu stara Teodora i mała Celinka. Widziałem, w jakiej były nędzy owego dnia, gdy Salvat opuścił je, pod pozorem szukania zajęcia... otóż teraz, gdy go niema, musi im być gorzej jeszcze... ile razy