To objaśnienie okazało się wystarczającem, drzwi się uchyliły i Celinka wpuściła gościa, mówiąc:
— Przepraszam, że nie zaraz się odezwałam, ale mama Teodora wyszła i przykazała po kilka razy, abym nikomu drzwi nie otwierała.
W pierwszej chwili Piotr pomyślał, że zapewne Salvat się tutaj znajduje. Lecz jeden rzut oka, wystarczył, by go przekonać, że izba, w której mieszkała cała rodzina razem, była teraz pusta, i prócz Celinki nikogo w niej nie było. Pani Teodora musiała żyć obecnie w bezustannej obawie zjawienia się policyi. Czy wiedziała gdzie się ukrywa Salvat?... Czy się z nim widuje?... Czy on tutaj powraca czasami? — Pytania te cisnęły się na usta Piotra.
— A. twój ojciec, moje dziećko, czy także wyszedł?...
— Papy niema.. papa miał wiele zmartwień, więc go z nami nie ma...
— Jakto niema?...
— Tak, niema go... nigdy, nawet na noc nie wraca... nie wiemy, gdzie się podział.
— A może pracuje gdzie daleko?...
— O nie, bo przysłałby nam pieniędzy.
— Więc wyjechał w podróż?...
— Niewiem....
Piotr przestał się dopytywać, zawstydziwszy się na myśl, że powodowany ciekawością indaguje to dziecko pozostawione same w domu.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.