której zawsze się wstydził. Chrétiennot, zachowując pewne uznanie względem Toussainta, całe swe oburzenie wyraził przed żoną na siostrę jej Paulinę, tę panią Teodorę, która bezwstydnie żyła ze swym szwagrem pod oczyma jego małoletniej córki! Była to godna towarzyszka tego próżniaka Salvata, który w każdym zakładzie nie mógł usiedzieć przy pracy i zadawalniał swe lenistwo szerzeniem swej szalonej propagandy, a wszak dobrze wiedział, iż żaden właściciel fabryki nie ścierpi, by mu buntowano robotników. Lecz Salvat o nic nie dbał, byle módz próżnować, chociaż nic nie zarabiając, wyrzekał głośno na nędzę! Chrétiennot stawał się wymowny skutkiem nienawiści, jaką czuł do szwagra, a w swej burżuazyjnej ciemnocie pojęć, nie uwzględniając jego rzeczywistej niedoli, wzbronił żonie widywania się z siostrą.
Pomimo tych nieprzyjaznych okoliczności, nieszczęsna pani Teodora, doszedłszy do pokaźnej kamienicy przy bulwarze Rochechouart, z dumą stąpała po schodach, wyłożonych dywanem, mówiąc sobie, iż prowadzą one do mieszkania jej siostry, pani Chrétiennot. Zatrzymała się i zadzwoniła na trzeciem piętrze. Posługaczka, powracająca o godzinie czwartej dla przygotowania obiadu, otworzyła drzwi, a poznawszy przybyłą i wpuściwszy ją, wypowiedziała jej swe zgorszenie na widok zaniedbanego, obdartego jej ubrania.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.