— Czy która z twoich córek jest chora?...
— Nie, nie, obie są na spacerze... wyszły z jedną z moich sąsiadek. To nie to... to co innego!... Wyobraź sobie, moja droga, że znów jestem w ciąży! Dotąd powątpiewałam... ale teraz wiem, że tak jest na pewno!... Już jestem w drugim miesiącu! Powiedziałam dziś o tem mojemu mężowi, wpadł w złość, krzyczał, wymyślał mi najobelżywszemi wyrazami, utrzymując, że to moja wina! A przecież to nie tylko odemnie zależy!... Ach, gdyby to odemnie zależało, nigdybym nie popadła w taką biedę!.. Przecież tylko ja na tem cierpię!...
Znów ukryła twarz w chustkę i, głośno szlochając, opowiadała urywanym głosem tajemnice małżeńskiego swego pożycia. Oboje pragnęli uniknąć potomstwa i czynili wszelkie możliwe starania, by miłosne ich stosunki były bezpłodne. Tak dalece pewnymi byli oboje tego pożądanego skutku swej wstrzemięźliwości, iż dotąd nie oprzytomnieli z przerażenia z powodu wynikłej trzeciej ciąży. Na szczęście Chrétiennot nie posądzał żony o niewierność, wiedząc, iż zbyt jest leniwą, by narażać się na kłopoty nieprawego stosunku po za domem.
— Nie widzę powodu twojej rozpaczy — rzekła pani Teodora. — Wychowacie trzecie dziecko tak, jak wychowaliście już dwoje.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.