patrząc na siostrę swego męża, zaczęła współczuć jej niedoli. Poprosiła ją, by usiadła, obiecując, że jeżeli mąż wróci z pieniędzmi, to pożyczy jej franka. Rozweselona, że ma z kim rozmawiać, ulżyła wrodzonej sobie gadatliwości, opowiadając miejscowe plotki, a skończyła, jak zwykle, powracając do historyi swego syna, Karola.
Wpadłszy na ten temat, była jak zwykle niewyczerpaną, oburzając się na niedorzeczność syna, który, podtrzymując miłosny stosunek ze służącą szynkarza i przeciwka, doczekał się z nią dziecka. Lamentowała, iż Karol popsuł się teraz; dawniej, przed wstąpieniem do wojska, był bardzo pracowitym robotnikiem i odnosił matce cały zarobek każdego tygodnia, a teraz, chociaż nibyto regularnie chodzi do fabryki, lecz praca mu mniej smakuje. Życie w koszarach wspomina jaknajgorzej, mówi, że mu się wydawało, iż go zamknięto w więzieniu, a jednak teraz, kiedy już wolność swoją odzyskał, chełpi się z żołnierki i narzędzia w fabryce ciążą mu w ręku. Chciał nawet dłużej odpoczywać, powróciwszy z wojska, lecz ojciec mu nie pozwolił, a Karol jest uległym i dobrym synem, więc ojca posłuchał.
— Tak, moja kochana... zrobił głupstwo z tą dziewczyną... i teraz, chociażby chciał, to nie ma z czego nam pomódz... Ktoby to był się spodziewał po nim takiego głupstwa! Przecież zawsze
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/305
Ta strona została uwierzytelniona.