Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/308

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamo! — przerwała Celinka — wszak fabryka, w której papa pracował, jest ztąd bardzo blizko?... Ksiądz dobrodziej chce tam pójść za interesem.
— Fabryka Grandidiera?.. — zapytała pani Toussaint. Ależ to wybornie się składa, myśmy tam właśnie miały iść razem! Więc chodźmy... w ten sposób najpewniej doprowadzimy księdza dobrodzieja...
Fabryka Grandidiera znajdowała się o paręset kroków. Piotr naumyślnie szedł bardzo powoli, pragnąc pomówić z panią Teodorą o Salvacie, lecz gdy tylko wymówił jego nazwisko, kobieta stała się ostrożną w słowach i dawała wymijające odpowiedzi. Oddawna go nie widziała, zapewne powędrował do Belgii z jednym ze swoich kolegów, może tam znajdzie jaką robotę, kiedy w Paryżu jej nie mógł dostać. Z tego, co mówiła, Piotr odczuł, że Salvat nie powrócił do domu po dokonaniu zamachu. Zapewne się lękał, jeżeli nie o siebie, to o swoich i wolał zniknąć, wyrzekając się nadziei ujrzenia dziecka i wiernej swej towarzyszki.
— Księże dobrodzieju, otóż i jesteśmy przed fabryką Grandidiera! — zawołała pani Toussaint — Ale my nie potrzebujemy już tam wchodzić, bo szwagierkę ksiądz dobrodziej poratował, więc kobiecisko nie potrzebuje zapożyczać się u mojego męża... Dziękuję, z serca za nią dziękuję, a także