Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

rą uścisnął na powitanie, zaprowadził go w pobliże stołu i posadził przy Franciszku Fromont, który tu przybył jeden z pierwszych. Franciszek kończył trzeci rok nauki w szkole Normalnej, będącej tuż obok, i korzystał z każdej sposobności, by uczęszczać do laboratoryum swego mistrza, którego z czcią uważał za najpotężniejszy umysł naszej epoki. Piotr szczerze się ucieszył ze spotkania, bo Franciszek bardzo korzystne na nim wywarł wrażenie podczas wizyty złożonej w dworku Wilhelma na szczycie wzgórza Montmartre. Inteligentna twarz i głębokie, pełne życia spojrzenie młodzieńca pociągająco wyryło się w jego pamięci. Bratanek z równą życzliwością powitał stryja, z młodzieńczym zapałem okazując mu swe uczucia, rad przytem, iż będzie miał świeże wiadomości o chorym ojcu.
Bertheroy rozpoczął wykład. Mówił w sposób przystępny, z prostotą, a chwilami z błyskami dowcipu. Na wstępie streścił historyę swoich poszukiwań i odkryć w dziedzinie materyi wybuchowych. Ze śmiechem wspomniał, iż czasami ma doczynienia z materyami, które mogłyby wysadzić w powietrze całą część Paryża, lecz uspokoił zebranych gości zapewnieniem, iż jest bardzo oględny i ostrożny. Wreszcie zaczął mówić o bombie rzuconej przy ulicy Godot-de-Mauroy, której wybuch był na porządku dziennym w prasie i w rozmowach wszystkich warstw paryzkiej publiczności. Zebrane szczątki bomby zostały powierzo-