Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapał Franciszka przerwało nadejście młodego, wysokiego blondyna, który, zatrzymawszy się przed nim, podał mu rękę. Piotr zdziwił się, poznawszy syna barona Duvillard, który powitał go, uchylając kapelusz. Okazało się, że młodzi ludzie kolegowali kiedyś z sobą w liceum Condorceta.
— Ty tutaj?... — zawołał Franciszek — Cóż ty możesz tu robić w naszej łacińskiej dzielnicy?...
— Jestem przypadkowo... przechodząc... idę daleko... za obserwatoryum, do Jonasa... Czyż byś ty nie znał Jonasa?... Ach, mój drogi... wiesz... to rzeźbiarz niezrównanej gienialności, jego wielkość polega na tem głównie, iż prawie się nie posiłkuje materyą... Ostatnim jego dziełem jest „Kobieta“, figurka niewiększa od małego palca, lecz ileż w niej duszy! Ach, wiesz, jestem zachwycony. Jonas pomija nieledwie ciało, a uwydatnia duszę... pojmujesz więc, jaka to dla mnie rozkosz, dla mnie, gardzącego wstrętnemi formami kobiecego ciała... Tak, Jonas stworzył kobietę, jaką być powinna, pochwycił jej sylwetkę, lecz tylko w głównym jej symbolu. Ach, jakże pięknem jest jego dzieło!... Wprost przygniata swoją wielkością... estetyką... religią...
Franciszek patrzał na mówiącego z uśmiechem, bawiąc się jego słowami i wyglądem. Hyacynt miał na sobie bardzo długi surdut ściskający figurę w pasie, a długie włosy w sztucznie zacze-