Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

I w cichym, potężnym wysiłku cała ta młodzież dąży ku prawdzie, ku jutrzejszej sprawiedliwości?...
Po dłuższej chwili milczącego zadumania i wspólnego wzruszenia, Piotr wraz z Franciszkiem wyszli z ogrodu i skierowali się ku Sekwanie.
— Wrócę teraz na Montmartre, czy zechcesz iść ze mną, mój stryju?...
Piotr chętnie się zgodził, zwłaszcza gdy się dowiedział, że Franciszek zamierza wstąpić do muzeum Luwru, po pracującego tam swego brata. Wspaniałe sale muzeum malarstwa prawie były puste skutkiem niezwykle pięknej, ciepłej pogody, i tem silniej uderzały swą majestatyczną, szlachetną powagą, że na ulicach miasta panował niezwykły ruch i gwar spacerującej publiczności.
Odnaleźli Antoniego w sali Prymitywów. Pogrążony w pracy, nie zauważył ich nadejścia, rysując akademię z obrazu Mantegna. Starał się być skrupulatnym w oddaniu tak całości, jak szczegółów; rysował z rodzajem nabożeństwa. Antoni był zapalonym wielbicielem prymitywów, lecz bynajmniej nie ze względu na ich mistycyzm i polot idealny, jakich to przymiotów dopatruje się w nich dzisiaj panująca moda. Młody człowiek na przekór modzie, czcił w nich, i słusznie, ich szczerość i naiwny realizm, ich poszanowanie i skromność wobec natury, ich wielką lojalność, a nawet drobiazgowość, z jaką usiłowali odtwarzać ją w swych dziełach. Całemi dniami przesiadywał przed ich