Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/346

Ta strona została uwierzytelniona.

obrazami, studyując i kopiując, by się od nich nauczyć trzeźwego i sumiennego rysunku, szlachetnego pojmowania modelu, co zawdzięczali oni szczerości swego artystycznego powołania.
Kilkogodzinna praca w muzeum rozpromieniła twarz Antoniego, a bladoniebieskie jego oczy pałały blaskiem natchnienia. Jasnowłosy ten olbrzym o twarzy zwykle łagodnej i rozmarzonej był teraz podniecony, rozgorączkowany, a wysokie jak wieża czoło, które odziedziczył po ojcu, zdawało się być cytadelą zbrojną dla zdobycia prawdy i piękna. Miał lat osiemnaście, lecz już zdecydował o kierunku swego życia. Przed ukończeniem liceum ogarnęła go nieprzezwyciężona niechęć do nauk klasycznych i cały czas spędzał rysując. Upoważniony przez ojca, przestał uczęszczać do liceum, lecz obdarzony wybitną oryginalnością artysty, Antoni nie mógł się odnaleźć w rozpoczętych studyach, wahał się i przerzucał, sam jeszcze nie wiedząc czego szuka. Spróbował być grawerem na miedzi, bo ojciec żądał, by każdy z synów posiadał w ręku rzemiosło. Lecz wkrótce zajął się drzeworytnictwem i przy tem pozostał, jakkolwiek mówiono mu, iż sztuka ta jest w zupełnym upadku, zwyciężona chemicznie trawionemi kliszami. Antoni postanowił stać się odnowicielem upadającej sztuki drzeworytniczej. Marzył o rytowaniu na drzewie własnych swoich rysunków, chciał być mózgiem tworzącym i ręką