mał zamówienie, lecz projekt nie podobał się księżom. Za to nam się podoba i pragnę, byś to zobaczył.
Pochlebne odezwanie się Franciszka o talencie młodego rzeźbiarza zdecydowało Piotra i wszyscy trzej razem zaczęli się piąć po stromych schodach, wiodących na szczyt wzgórza, ku bazylice Sacré-Coeur.
W pobliżu bazyliki, w jednym z licznych tymczasowych budynków, służących na składy wykonywanych robót przy nowo wznoszonym kościele, Jahan urządził swoją pracownię dość wielką, by mógł w niej stanąć posąg kolosalnego anioła. Trzej przybyli goście zastali młodego rzeźbiarza w bluzie roboczej, komenderującego kamieniarzami, którzy pracowali nad obciosaniem olbrzymiej bryły kamienia, potrzebnego na projektowany posąg. Jahan miał lat trzydzieści sześć, gęstą czarną czuprynę i wielką czarną brodę, zdrowe, czerwone usta i piękne płomienne oczy. Urodził się w Paryżu i kształcił się w szkole sztuk pięknych, lecz skutkiem niezależnej swej natury, miał bezustanne, nieprzyjemne utarczki z panującą tam rutyną profesorów, której ulegał tylko z musu.
— Domyślam się — zawołał. — Przychodzicie panowie zobaczyć mojego anioła, który się nie podobał w arcybiskupstwie. Wręcz mi go odmówiono... Oto macie go, patrzcie!
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/350
Ta strona została uwierzytelniona.