Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy wiesz, Franciszku, że Liza czyta już zupełnie gładko i rozumie wszystko co przeczyta w książkach przyniesionych jej przez Antoniego. Lizo, powiedz sama, czy cię nie proszę, byś mi teraz czytywała głośno wieczorem, gdy wracamy do domu?...
Dziewczynka podniosła oczy na brata, a potem, patrząc na Antoniego z uwielbieniem i miłością, rzekła:
— Wszystkiego się nauczę, byle on mnie uczył... wszystko, co on rozkaże, zawsze spełnię z ochotą.
Słowa Lizy wywołały serdeczną wesołość a niezadługo potem, trzej goście mieli się już pożegnać, gdy przed wyjściem Franciszek zatrzymał się przy porzuconym projekcie z popękanej już i dawno niezwilżanej gliny.
— Nie udana robota — objaśnił Jahan. — Dostałem obstalunek od jednego z towarzystw dobroczynnych, które chciało w swych salach umieścić statuę miłosierdzia. Lecz jakoś nie przychodziła mi żadna myśl szczęśliwa... i chociaż chciałem prędko rzecz wykonać, dotąd zaledwie, że się zdobyłem na ulepienie tej nieznośnie banalnej figury... trzeba będzie jeszcze poprobować, ale zaczynając rzecz na nowo, a to niechajże się rozsypie jaknajprędzej...
Wyszedłszy z pracowni, Piotr zapragnął pójść ku bazylice Sacré-Coeur, w nadziei, że spotka się ze starym swym przyjacielem, księdzem Rose. Franciszek i Antoni towarzyszyli mu w wyciecz-