Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stryju, powiedz ojcu, że go czekamy i widzieć pragniemy!
Piotr pozostał na miejscu, patrząc za odchodzącymi, a gdy na zakręcie ulicy stracił ich z oczu, spojrzał w stronę dworku Wilhelma. Widać ztąd było kawałek ogrodu i muru dochodzącego do ulicy Saint-Eleuthère. Zdawało mu się, że po nad murem zniżającym się z powodu pochyłości, dostrzegł zgrabną kobiecą sylwetkę o twarzy białej od słonecznego blasku, o kształtnej główce, strojnej w bogate czarne pukle włosów zaczesane wysoko w rodzaj zwycięzkiego kasku. Zapewne była to Marya, patrząca czy bzy nie zaczynają się zielenić. Lecz zachodzące już słońce taką łunę złotego światła rzucało w tę stronę, iż Piotr musiał odwrócić głowę, olśniony blaskami. Oczy jego padły teraz na bazylikę Sacré-Coeur, której kredowy, ciężki gmach zasłaniał horyzont, niemile rażąc wzrok nagą, surową swą nowością murów. Piotr długo pozostał nieruchomie na miejscu wzburzony mnóstwem uczuć i sprzecznych z sobą myśli, tak iż nie mógł jasno czytać w mętnem ich rozkołysaniu. Lecz znów się odwrócił od szczytu wzgórza, przygniecionego ciężkim gmachem budującej się bazyliki Sacré-Coeur, i spojrzał na miasto. Z wyżyny, na której stał, widział całą panoramę Paryża. Olbrzymie miasto spoczywało w dolnej płaszczyźnie, piękne, lekkie w różowem świe-