Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/360

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko to naroiło się, jeszcze splątane w jego umyśle, niewyraźne, tak że nawet nadziei żadnej nie byłby w stanie sformułować słowami. Lecz po ciemnej nocy zwątpienia, przeczuwał możność jutrzenki. Wszak po spędzonych godzinach wśród fabrycznego ruchu i ciężkiego, znojnego wysiłku pracującego tam ludu, praca ręczna wydała mu się być zbawieniem i koniecznością, jakkolwiek doprowadzała zawsze tylko do nędzy i głodowej śmierci, lecz wszak niesprawiedliwość takiego końca można było kiedyś usunąć?... Przecież zwątpił także o kształcącej się młodzieży i myślał, że jutrzejsze pokolenie, mające kierować losami przyszłości, jest zepsute, zawracające w tył, ku pierwotnym, niedorzecznym wymysłom, ku zgniliźnie padającego starożytnego imperyum, a dzisiaj ujrzał tę młodzież przy pracy, pełną energii dla dzieła rozpoczętego przez poprzedników, pełną wiary, że tylko zdobycze wiedzy są jedyną prawdą i drogą ku sprawiedliwości!