Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/366

Ta strona została uwierzytelniona.

męczennika świętej prawdy, lecz nie podzielał jego sposobu myślenia. Przyszedłszy, wchodził prosto do niego na górę i pozostawał z nim godzinę, lecz cichą musieli wieść z sobą rozmowę, albowiem najlżejszy szelest nie dolatywał z pokoju, w którym byli zamknięci. Przed wyjściem wstępował pogawędzić z dwoma braćmi, spędzającymi wieczory w ojcowskiem laboratoryum. Zmęczona, zagasła twarz wycieńczonego zmudną pracą profesora, ożywiała się dopiero wtedy, gdy Piotr, dla zrobienia mu przyjemności, potrącił w rozmowie o Włochy. Wtedy Morin stawał się wymowny i z pałającemi oczami, wspominał o legendarnej wyprawie tysiąca, o zwycięzkim Garibaldim, a także o przyjacielu swoim, Orlando Prada, starym patryocie włoskim, którego Piotr poznał w czasie swego pobytu w Rzymie. Walka za wolność Włoch, dążących ku swemu zjednoczeniu, błyskawicznym entuzyazmem chwyciwszy spokojnego profesora, jakim był Morin, pozostawiła w nim niezagasłe wspomnienia, lecz po za tem znów był tylko nieśmiałym wyznawcą doktryny swego przyjaciela Proudhona, co nie przeszkodziło mu następnie zapisać się w liczbę uczniów Augusta Comte’a. Z nauki Proudhona zachował niechęć ku bogaczom i uznanie potrzeby sprawiedliwszego podziału dóbr przez nich posiadanych. Lecz szerzone w tym kierunku nowe zasady przerażały go i, spokojnego będąc temperamentu, potępiał gwałtowność rewolucyjnych