nie ma nikogo, ktoby go dojrzał... Ach, panie, gdy człowiek w biedzie dożyje starości, to najlepiejby zrobił, idąc z kamieniem na dno wody. On ma blizko siedemdziesiąt lat, więc niczego od życia nie może się już spodziewać. Był malarzem pokojowym, twarde to rzemiosło... często już w piędziesiątym roku życia, człowiek nie może się utrzymać na drabinie... Jemu się poszczęściło, bo dawali mu robotę niewymagającą wchodzenia na drabiny... malował ściany, stojąc na ziemi. A ponieważ wielu go znało, więc gdy i do tego nie był już zdatny, powierzano mu pilnowanie materyału przy budowach domów. Lecz któżby budował podczas takiej zimy, jaką mieliśmy w tym roku!... Roboty zabrakło i Filozof, zewsząd odprawiany z kwitkiem, powalił się tutaj przed dwoma miesiącami i pewno już nie wstanie... wyniosą go, gdy zamrze. Właściciel domu miałby ochotę pozbyć się całego ztąd kłopotu.. lecz nie śmie... wprost sumienie mu nie pozwala... A my wszyscy, co tu mieszkamy, cóż możemy zrobić dla niego?... Czasami przyniesie się trochę wina, kromkę chleba, albo ciepłego jadła... lecz niezawsze, bo każdemu bieda dokucza.
Piotr z przerażeniem patrzał na otaczającą nędzę. Więc taki jest koniec człowieka pracującego przeszło lat piędziesiąt! Taką starość daje społeczeństwo tym, którzy się znoją przy pracy przez cały ciąg dni swego żywota! Oczy Piotra, przy-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.