Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/371

Ta strona została uwierzytelniona.

tu otaczała jogo postać rodzajem straszliwej aureoli. Pewnego dnia Bache powiedział mu, że uważa jego przyjaciela Bergaza za nędznego opryszka, albowiem nie tylko spekuluje on na giełdzie, lecz został schwytanym na gorącym uczynku, jako zwykły złodziej, Janzen uśmiechnął się pobłażliwie i rzekł spokojnie, że kradzież jest tylko wydarciem siłą nieprawnie posiadanej własności. Może po za tajemnicą, osłaniającą życie Janzena, kryły się zbrodnie, lecz na pewno nie dopuścił się on nigdy żadnego poniżającego przestępstwa, był to człowiek bardzo wykształcony i delikatnego poczucia, a przytem nieugięty teoretyk, gotów świat cały wysadzić w powietrze, jeżeliby doszedł do wniosku, że przyszłość wzorować się będzie na teraźniejszości.
Podczas gdy Teofil Morin, Bache i Janzen rozmawiali z Wilhelmem; Piotr siadał zdaleka od nich i, nigdy nie biorąc udziału w dyskusyach, chciwie się wsłuchiwał w płynące słowa. Pierwsze w ten sposób spędzone wieczory podnieciły w nim gorączkową ochotę przestudyowania głównych prądów wieku i zestawienia bilansu myśli, rozpatrzenia się w zdobytych już prawdach. Lecz, gdy przysłuchując się rozmowom tych czterech ludzi zaczął spostrzegać, że nigdy w niczem nie mogą się zgodzić, zwątpił w potrzebę zgłębiania teoryj wymienionych przez nich myślicieli, i z rozpaczą ujrzał, że na tej drodze nie znajdzie pożądanego zbawienia i leku na dokuczliwe o wszyst-