Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.

mi wiódł za sobą tabór, w którym zabrnąć i zginąć można było przed dostaniem się do ostatniego chociażby szeregu! Piotr trwożnie rozglądał się dokoła. Fourier był uczniem Saint-Simona, jakkolwiek często się tego wypierał. Doktryna tego ostatniego zabrnęła i skostniała w mistycyzmie, lecz doktryna Fouriera również zdawała się być martwą, bez możności zastosowania wśród silnego, zdrowego społeczeństwa. Proudhon wszystko burzył, nic nie odbudowując. Comte stworzył metodę i postawił wiedzę na przynależnem jej miejscu, mianując ją jedyną władczynią i panią, lecz Comte nie dostrzegł zbliżającego się przewrotu społecznego, który mógł wszystko unieść siłą swego prądu. Czterej ci myśliciele, szarpiąc się wzajemnie, zaćmili piękno prawd, jakie wspólnie z sobą przynieśli, a walką toczoną pomiędzy sobą, zatracili na zawsze ich wartość, obniżając je i kalecząc. Spaczone przez nich samych doktryny wrzały dalszym ciągiem nieporozumień między uczniami i coraz to nowymi przekształcającymi je odszczepieńcami. Bache, mianując się uczniem Saint Simona i Fouriera, a Teofil Morin uczniem Proudhona i Comte’a, nie rozumieli kolektywizmu Mège’a. Nienawidząc i potępiając teorye głoszone w Izbie deputowanych przez Mège’a, gromy rzucali na kolektywizm państwowy oraz na wszystkie socyalistyczne sekty, nie zdając sobie sprawy, że powstały one z doktryn, czczonych przez nich mistrzów. Niesnaski, panujące we wszyst-