Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/381

Ta strona została uwierzytelniona.

nieostrożność, usiadł przy stole i przeglądał książkę z rycinami. Zachęcony przez Wilhelma, Salvat opowiedział, w jaki sposób spędził czas przed dokonaniem zamachu. Biegał po Paryżu, jak pies wystraszony i obity, pędząc ciągle naprzód od pałacu Duvillard, gdzie znalazłszy bramę zamkniętą, dopadł do Izby deputowanych, lecz, tu odpędzony od progu, skierował się na Pola Elizejskie, ale spóźnił się, by wysadzić w powietrze cyrk pełen bogaczów więc, odpocząwszy na ławce, powrócił przed pałac Duvillard, jakby przyciągnięty tu powtórnie siłą przeznaczenia. Cały ten dzień myślał tylko o bombie, którą najpierw niósł w skórzanym worku od narzędzi, lecz przechodząc przez most na Sekwanie, rzucił ów worek do rzeki, w chwili wzgardy i gniewu na rzemiosło, które mu nie zabezpieczało potrzebnego do życia kawałka chleba. Z bombą przytuloną do ciała, pod roboczą kurtką, swobodniej i bliżej mu było do celu. A podłożywszy ją pod bramę i zapaliwszy lont, wyszedł na ulicę i był zaledwie o kilkadziesiąt kroków, gdy wybuch wstrząsnął domami całej dzielnicy. Uradowany obejrzał się dokoła, dziwiąc się i ciesząc, że nikt nie odgaduje w nim sprawcy tego szalonego huku. A teraz od miesiąca żył z dnia na dzień, niewiedząc jak i gdzie. Sypiał najczęściej pod gołem niebem i rzadko kiedy jadał. Któregoś wieczoru spotkał Wiktora Mathis, który mu dał pięć franków. Czasami wstępował do którego z towarzy-