Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/382

Ta strona została uwierzytelniona.

szów, a zjadłszy i przespawszy się, szedł znów błąkać się po mieście, strzegąc się zajść z policyą. Towarzysze ratowali go od głodowej śmierci i uwiadamiali o czynionych poszukiwaniach. Czasami przychodziła mu ochota ukrycia się za granicą, lecz przypuszczał, że rozesłano wszędzie jego rysopis; zatem napewno byłby zaraz aresztowanym. Paryż wydał mu się najbezpieczniejszem miejscem schronienia, wreszcie coraz częściej opuszczała go energia i chęć ratunku. Zdawał się na los szczęścia, lub nieszczęścia, będąc na swój sposób fatalistą. A przytem skutkiem przywiązania nie miał siły przemożenia się i opuszczenia paryzkiego bruku. Czekał więc, by go aresztowano i codziennie się tego spodziewał, włócząc się z kąta w kąt, błądząc wśród tłumu, prawie nieprzytomny i porwany chaosem myśli, których rozplątać nie był w stanie.
— A twoja córka, Celinka? Czyś nie był u siebie w domu?...
Na pytanie Wilhelma, Salvat odpowiedział prawie cicho:
— Nie, bo pocóż miałem je niepokoić? Matka Teodora dziecka nie uśpi... a bezemnie łatwiej znajdą jaką pomoc... Bo ja, cóż dziś jestem?.. Dla mnie życie już skończone i nikomu na nic przydać się nie mogę. Trzeba mnie uważać za człowieka już nieżyjącego.
Lecz gdy to wyrzekł, łzy nabiegły mu do oczu i dodał: