Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.

Ach,moja Celinka!... Jakże serdecznie pocałowałem ją przed wyjściem z domu! A może z powodu, że nie mogłem spokojnie patrzeć na to dziecko, ginące z głodu i z zimna, zdezydowałem się na zrobienie tego, co się stało... za siebie samego nie miałbym tyle zawiści... i nigdyby mi nie przyszło na myśl... ale stało się i niewarto już o tem wspominać.
Po chwili milczenia znów się odezwał, twierdząc z prostotą, że gotów jest na śmierć. Zrobił, co pragnął. Podłożył bombę pod pałac barona Duvillard, bo znał go dobrze i wiedział, że jest on najbogatszym z tych burżuazów, których ojcowie oszukali lud w epoce Wielkiej rewolucyi, zagarniając na swoją wyłączną własność władzę i pieniądze, a dziś chcą dalej wszystko to utrzymać w swojem posiadaniu, nawet okruchów nie rzucając tym, których pokrzywdzili i skazali na ciężką niewolę, śmierć głodową w starości. Salvat urobił sobie pojęcie o rewolucyi z dziennikarskich artykułów i zdań zatrzymanych w pamięci podczas zebrań publicznych. Wypowiadał swe przeknania z przejęciem, bijąc się w piersi, dowodząc przytem, że nie jest tchórzem, pomimo, że uciekł, dokonawszy zamierzonego zamachu.
— Nigdy nic nie ukradłem — wołał, zapalając się — a jeżeli sam dobrowolnie nie idę wydać się w ręce policyi, to nie przez tchórzostwo, ot po prostu niech się te psy nabiegają wpierw, nim mnie ujmą. Wiem, że prędzej, czy później, po-