Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/387

Ta strona została uwierzytelniona.

z katakumb, gdzie miewał tajne schadzki ze swymi braćmi, krzepiąc się w ich kółku szeptem o radosnej nowinie wyzwolenia się z więzów, które zerwą głosiciele prawd objawionych przez odkupiciela, zmarłego na krzyżu, przez miłość dla maluczkich. Upojony nadziejami, niewolnik plwał na oblicze cezarów, tęskniąc za męczeństwem. Złorzeczył ich bogom, wzywając Jezusa, by panowanie swe utrwalił na ziemi i dał swobodne wytchnienie z męczarni dotychczasowego życia. Płonąc temi myślami, niewolnik przyzywał chwilę, by go rzucono na pastwę dzikich bestyj w arenie.
Piotr niezaraz się odezwał, chociaż niejednokrotnie zastanawiał się nad podobieństwem pomiędzy tajemną propagandą anarchistów, a pierwszymi sekciarzami chrześciańskiej wiary. Tak jedni, jak drudzy poili się nadzieją, że wreszcie sprawiedliwość zostanie wymierzoną i los maluczkich ulegnie odmianie. W epoce, gdy poganizm rozpadał się, zużywszy ciało przesytem rozkoszy, potrzeba odmiany wywołała wiarę naiwną i mówiącą o duszy. Nowa religia pojawiła się zgodnie z historyczną chwilą i z pogardą dla doczesności, otworzyła wrota marzeniom o raju, o przyszłem życiu i jego nagrodach za krzywdy i cierpienia na ziemi doznane. Obecnie osiemnaście wieków zużyło te nadzieje, a wieczny skazaniec, wczoraj niewolnik a dzisiaj robotnik, znów marzy