Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

chwała Bogu trzeba mieć nadzieję, że śmierć wkrótce już przyjdzie... to najlepsze dla niego...
Zobaczywszy, że Laveuve otworzył szeroko oczy, Piotr pochylił się nad nim i z tkliwością zaczął mówić, że przyszedł go odwiedzić, przysłany przez przyjaciela, który daje mu trzy franki, by mógł kupić to, na co ma ochotę. Na widok księdza, Laveuve zabełkotał jakieś przekleństwo, lecz po chwili milczenia, rzekł wyraźnie i z niespodziewaną fantazyą paryzkiego robotnika w przystępie dobrego humoru.
— Są pieniądze?... A to napiję się z ochotą. A jeżeli jest z czego, to kupcie mi chleba, od dwóch dni zapomniałem jak smakuje.
Celinka oświadczyła się z chęcią załatwienia sprawunków, więc Teodora posłała ją z pieniędzmi księdza Rose po litr wina i bochenek chleba. Przez ten czas, kobieta zaczęła szczegółowiej opowiadać Piotrowi o Przytułku inwalidów pracy, gdzie chciano zabrać Laveuve’a. Przytułek pozostawał pod opieką bogatych pań a prezydentką ich była pani baronowa Davillard. Lecz zachowanie się Laveuve’a, oraz śledztwo, jakie zwykle robiono przed przyjęciem do Przytułku, wypadło niepomyślnie i teraz nikt ztamtąd już nie przychodzi.
— Znam baronowę Duvillard — zawołał Piotr, ucieszony. — Pójdę do niej zaraz i opowiem co tu widziałem. Niepodobna pozostawiać starego, chorego człowieka w tak okropnem położeniu.