Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

walk i rozmyślania! W młodości byłem tylko pozytywistą, zwolennikiem badania i doświadczania, odrzucałem na bok wszystko, co nie było faktem stwierdzonym. Pod względem naukowym i społecznym przyjmowałem zasadę powolnej ewolucyi. Lecz następnie ujrzałem konieczność rachowania się z nieprzewidzianem, z wybuchającem nagle, jak wulkan dotąd uśpiony. Takie gwałtowne kataklizmy zaznaczają się równie wyraźnie w geologicznych pokładach naszego globu, jak i w dziejach naszej historyi. Dobrze rozważając, spostrzegamy, iż wszelki postęp manifestował się zawsze po najstraszliwszych katastrofach. Każdy krok naprzód musiał być opłacony miliardami ginących ofiar. Nasze pojęcie o sprawiedliwości jest tak ciasne, że łatwo wpadamy w oburzenie i oskarżamy naturę, że jest potworną matką. Jednakże, pomimo niedogodności, musimy się poddawać wybuchowi wulkanu!... Co najwyżej doszliśmy do możności przewidzenia kataklizmu, jakim nam grozi... Lecz marzycielem jestem, niepoprawnym marzycielem... i tak, jak inni, tworzę sobie chimeryczne formułki...
W porywie szczerego wyznania przed bratem, Wilhelm zwierzył mu swoją dwoistość, bo obok metodycznego uczonego, który skrupulatnym był i skromnym wobec zjawisk natury, równocześnie czuł się marzycielem w poglądach społecznych. Pragnieniem jego i dążnością było, wszystko módz pogodzić z wiedzą, zatem bolał, iż nie znajduje