Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.

naukowego stwierdzenia równości i sprawiedliwości w naturze, czego pragnął pod względem społecznym. Miewał chwile rozpaczy, nie mogąc pogodzić swego logicznego sposobu myślenia męża nauki, z miłością chimerycznego apostoła. Dokuczliwą mu była ta dwoistość, rozum bowiem dowodził mu wręcz przeciwnie, niż serce, które z dziecięcym uporem marzyło o braterstwie ludów, o równości i szczęściu wszystkich, o usunięciu nadużyć i wojen, o miłości, łączącej wszystkie ludzkie jednostki, o miłości, jedynej władczyni świata.
Piotr stał dotychczas przy roztwartem oknie, wpatrzony w noc ciemną, na horyzoncie rozjaśnioną bladawą łuną świateł Paryża, zkąd zcicha dobiegały szumiące fale turkotu i ulicznego gwaru. Czuł, iż serce mu wzbiera prądami krzyżujących się uczuć. Wszak całemi już latami bolał, nad oblegającem go zwątpieniem, i żył w bezustannej z sobą rozterce, a oto teraz samotność jego została przerwaną zjawieniem się w domu dawno niewidzianego brata, który wyznawał przed nim własne swe bóle i niezgodę dwoistej swej natury uczonego, a zarazem marzyciela. Przeszło od miesiąca widywał znajomych tego brata, który dyskutowali o wszystkich współczesnych zadaniach i wynikach myśli ludzkiej. A dziś, niespodziewanie zjawił się i Salvat, człowiek chętnie zgadzający się na śmierć zasłużoną, za