Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/398

Ta strona została uwierzytelniona.

bożności. Gdy śmierć poniósł niespodziewanie, skutkiem wybuchu, przy robieniu doświadczeń w tem oto laboratoryum, ona tę śmierć nagłą nazwała karą bożą i pozostała w przekonaniu, że duch nieboszczyka wiecznie pokutować będzie wśród murów tego domu. A jednak, jakże zacnym i dobrym człowiekiem był nasz ojciec! Z zamiłowaniem oddawał się pracom w laboratoryum, i pragnął, by prawda i miłość światem rządziły. Od chwili, gdy my tu razem we dwóch spędzamy z sobą dnie i wieczory, czuję ciągłą jego obecność... on obcuje z nami w tem dawnem, swojem, ulubionem ustroniu... on odżył przez nas, bo w zjednoczonych naszych sercach zamieszkał, a ona, nasza ukochana i święta matka, również przytula nas do swego łona i płacze, nie chcąc nas rozumieć, obstając dalej przy swoich wierzeniach... A może to ich miłość dla nas zatrzymała mnie dotąd przy tobie, mój bracie, wszak miałem tu pozostać na znacznie krótszy przeciąg czasu... a patrz, jak dobrze, iż dłużej przyszło mi zamieszkać pod twoim dachem, bo oto teraz jestem przy tobie i uściskiem moim zmuszę cię kochać życie i dążyć ku życiu...
Roztkliwione serce Piotra pieściło się teraz wiarą, że rodzice rzeczywiście otaczają ich obu skrzydłami swej opieki i ciepłem swego przywiązania. Pod wrażeniem słów Wilhelma, odczuł całe dobro jego obecności w tej właśnie chwili,