Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Celinka wróciła z chlebem i winem, zajęli się wszyscy troje posadzeniem biedaka wśród szmat, służących mu za posłanie, dali mu pić i jeść a położywszy resztę wiktuałów w pobliżu, Piotr zalecił staremu, by nie łykał zbyt szybko, bo chleb może go zadusić.
Wyszedłszy z poddasza, pani Teodora, prowadząc Piotra ku drzwiom swego mieszkania, rzekła:
— Może pan zostawi mi swój adres, bo w razie gdyby co zaszło z Filozofem, mogłabym donieść.
Piotr nie miał przy sobie karty wizytowej, wszedł więc do mieszkania dla napisania adresu. Salvat nie był już sam w izbie. Rozmawiał po cichu i z wielką szybkością, z młodym człowiekiem lat dwudziestu, w wytartem, lekkiem ubraniu, które nie zabezpieczało go od chłodu, bo trząsł się z zimna. Młodzieniec był szczupłym brunetem, o włosach krótko przystrzyżonych, puszczającym się zaledwie zaroście, nos miał prosty, usta wązkie, oczy prosto i jasno patrzące, a całość twarzy obsypanej piegami, wyrażała bystrą, żywą inteligencyę.
Zobaczywszy gościa, pani Teodora uznała za potrzebne usprawiedliwić powrót Piotra.
— Filozof jest bardzo źle... ten pan chce się nim zająć... więc pozostawi mi swój adres...
Mężczyźni popatrzyli na wchodzącego księdza a wymieniwszy pomiędzy sobą złowrogie spojrze-