Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/403

Ta strona została uwierzytelniona.

helma. Wierzył jej, jak samemu sobie i ze spokojem myślał, że właśnie ona, a nie kto inny, rozporządzi wielką spuścizną, jakaby po nim pozostała.
— Lecz teraz, bracie — mówił dalej Wilhelm — jeszcze spokojniejszym będę, bo ty mi przybyłeś i możesz mi być wielką, a nieodzownie potrzebną pomocą. Bo trzeba dojść do celu! Trzeba celu nie chybić! A wiesz, od czasu wybuchu, od chwili, gdy tu jestem zamknięty i żyję w całej niepewności, opadają mnie chwile zwątpienia... Pożera mnie niecierpliwość i obawa!... Bo, słuchaj, bracie... słuchaj... Ten Salvat, którego zbrodni my wszyscy jesteśmy przyczyną... Ta burżuazya szalejącą żądzą zysków i przekładająca śmierć na swem złocie, nad ustąpienie z niego choć jednej kruszyny... Ta prasa sprzedajna, okrutna względem słabych, mściwa względem samotnych, zbijająca pieniądze, chociażby kosztem najsroższych klęsk publicznych... Ach, bracie, pośród tego nawału jadu, wyzysku, zbrodni, jakże ciężko odnaleźć prawdę, sprawiedliwość, rękę zdrową i rozsądnie mogącą użyć pioruna, w jaki chcę ją uzbroić! Paryż zwycięzki, Paryż stolica świata, ach, ten Paryż! Czyż będzie on wtedy owym wyczekiwanym i pożądanym zbawcą?... Ach, bracie... wiesz, czasami padam uznojony pod brzemieniem dręczą-