Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/416

Ta strona została uwierzytelniona.

ła się tak ironicznie i tyle dowcipu połyskiwało w jej oczach, że była prawie ładną. Wydłużona jej twarz przypominająca głowę kozy, ułomna jej postać — znikły, zapomniane wobec jej dowcipnej, ożywionej rozmowy.
W saloniku niebiesko-srebrnym, Ewa wraz z córką oczekiwały przyjścia gości, zaproszonych na śniadanie. Ewa drgnęła, ujrzawszy wchodzącego generała Bozonnet, przybywał bowiem bez siostrzeńca, który mu miał towarzyszyć. Generał zaraz przy powitaniu, wytłómaczył nieobecność Gerarda. Musiał pozostać przy matce, trochę dziś cierpiącej, lecz po śniadaniu niezawodnie przyjdzie, by wziąć udział w Bazarze. Ewa słuchała strwożona, a chociaż siliła się ukryć swoje zaniepokojenie, Kamilla, wpatrzona w jej twarz, odgadła wszystko i zapromieniała okrutną radością. Ewa coraz silniej odczuwała jakieś nieokreślone, lecz wielkie nieszczęście, a spojrzawszy na tryumfującą twarz córki, upewniła się, że napewno jest zagrożoną. Pod wrażeniem groźby, wyczytanej w oczach Kamilli, zbladła, z trwogą wyczekując zapowiadającej się burzy.
Wtem wbiegła szybko, jak zawsze i, jak zawsze rozbawiona i wesoło śmiejąca się, księżna Rozamunda de Harn. Wyznaczoną została na jedną z dam sprzedających w sklepie baronowej, która ją lubiła za jej ciągłe wybuchy wesołości i bezustanną trzpiotliwość. Rozamunda ubrała się dziś w suknię atłasową ognistego koloru, a ekscen-