Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/420

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaką notatkę?... Ach tak!... Już wiem... o tym wieczorze, na którym deklamowała Sylwia. Sam chciałem o tem zacząć mówić... bo mi nie wypada drukować tego artykułu z powodu nieuzasadnionych pochwał. Mam obowiązki względem moich czytelników...
Dotąd promieniejący, wesoły i zwycięzki, Duvillard nagle pobladł i zawołał prawie rozpaczczliwie.
— Ależ, mój drogi, to koniecznie musi być wydrukowane i właśnie w twoim dzienniku! Bardzo mi na tem zależy... przyrzekłem to Sylwii... czemże się usprawiedliwię przed nią, jeżeli notatka nie ukaże się w „Globie“.
Baron z najwyższem zaniepokojeniem patrzył błagalnie na Fonsègne’a, który zdawał się być uszczęśliwionym ze swej nieodzowności, kpiąc wewnętrznie z tego starego człowieka, ujarzmionego wdziękami wyzyskującej go dziewczyny. Naumyślnie zwlekał z daniem odpowiedzi, zabawiony wystraszoną miną barona, który gotów był hojnie sypnąć pieniędzmi, byle Sylwię zadowolnić, i nie być przez nią odepchniętym i pozbawionym upragnionych rozkoszy. Widząc coraz silniejsze zakłopotanie Duvillarda, rzekł, jakby oddając rzeczywistą, wielką usługę:
— Dobrze, zgadzam się... wydrukuję, widząc, że tak niezmiernie panu na tem zależy... Daję słowo honoru, że wydrukuję!...