Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

pewnego oficera, która towarzyszyła mężowi podczas kampanii 1870 r. Hyacynt nie pijał czarnej kawy, mówiąc pogardliwie, że jest to napój dobry dla szewców. Wyzwoliwszy się na chwilę od Rozamundy, dopytującej się go o szczegóły seansów magii, zbliżył się do siostry i szepnął niezadowolniony:
— Wiesz, moja kochana, żeś bardzo głupio postąpiła... Do czegóż to podobne takie szpilkowanie mamy?... Mnie na tem nic nie zależy, ale przestrzegam cię, że ludzie spostrzegą twoją nienawiść... a przytem, bądź przekonaną, że twoja taktyka jest grubiańską... razi brutalnością formy.
Kamilla, utkwiwszy w nim swoje wymowne, szydercze, czarne oczy, rzekła sucho:
— A ty, mój kochany, nie mięsząj się do spraw, które do ciebie nie należą.
Przestraszony wzrokiem i tonem siostry, Hyacynt, chcąc uniknąć burzy, powrócił w stronę księżnej, która, delikatnie maczając usta, dopijała kieliszek likieru. Zaproponował, by z nim poszła do sąsiedniego czerwonego salonu, gdzie pokaże jej obraz świeżo zakupiony przez ojca. Zawezwany przez niego, generał nieomieszkał poprowadzić z sobą nieocenioną panię Fonsègne, z poddaniem słuchającą dalszego ciągu opowiadanej przez niego historyi.
Matka i córka zostały więc same. Niespodziewana ta okoliczność tak osłabiająco podziałała na