— Nie potrzebuję się przed tobą jaśniej tłomaczyć. Wiedz tylko, że to małżeństwo nie może przyjść do skutku.
— Jak widzę, nie chcesz być szczerą... Więc powiem ci sama to, czego nie chcesz powiedzieć. Gerard jest twoim kochankiem. Ale ja nie zwracam na to uwagi! Cóż mnie to może szkodzić, że ty byłaś kochanką Gerarda?... Wiem o tem oddawna, a pomimo to liczyłam, że Gerard ze mną się ożeni...
Rozpłomienione oczy Kamilii dodawały jako komentarz: „chciałam ci zabrać Gerarda, bo wiem że go kochasz!“ Brzydka, ułomna Kamilla zapragnęła w ten sposób zemścić się na matce, która, pomimo swego wieku była jeszcze piękną, ponętną, i wzbudzającą pożądania mężczyzn. Tryumfowała w tej chwili, zabierała kochanka znienawidzonej rywalce. Tej kobiecie od dzieciństwa zazdrościła urody, a potem zazdrościła kochanego przez nią mężczyzny.
Ewa w serce rażona słowami córki, ledwie trzymając się na nogach, mówiła gasnącym głosem:
— Nieszczęsna dziewczyno... sama nie wiesz co mówisz... wysilasz się, by mi dokuczyć, by mnie ranić...
Lecz zamilkła i musiała się uśmiechnąć, bo z sąsiedniego salonu nadbiegała Rozamunda, wołając, że trzeba się śpieszyć, gdyż nadeszła godzina otworzenia bram pałacu, zatem muszą być na dole w swoich sklepach, gdy publiczność zacznie
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/430
Ta strona została uwierzytelniona.