— Gerard ją nakłoni... Gerard mnie kocha, więc przekona swoją matkę... Wreszcie mam dwa miliony posagu... a Gerard niema żadnego majątku, zatem, chociażby dla tych dwóch moich milionów, matka Gerarda da nam przyzwolenie.
— A więc sama uznajesz, że Gerard ożeni się z tobą tylko dla pieniędzy!
— O nie! Gerard się ze mną ożeni, bo mnie kocha, bo kocha moją młodość, lubi moje towarzystwo. Mogę cię zapewnić, moja droga mamo, że to będzie małżeństwo z miłości, ze wzajemne, miłości. Lecz Gerard ma lat trzydzieści sześć i dotąd nie pomyślał o wyrobieniu sobie stanowiska, a ponieważ niema majątku, zatem pomyślnie się składa, że ta którą kocha, ta z którą pragnie się ożenić, przyniesie mu nietylko szczęście, ale także i pieniądze... Ach, my naprawdę będziemy dobranem i szczęśliwem małżeństwem! Kochamy się i pewnymi jesteśmy, że zawsze kochać się będziemy! A ponieważ jesteśmy młodzi, ileż lat prawdziwego szczęścia otworzyło się już dla nas!
Znów twarze matki i córki znalazły się jedna tuż koło drugiej. Drażliwa, okrutna scena przedłużała się bez końca, i podczas gdy zewsząd dolatywały głosy i śmiechy, tutaj wrzał dramat toczący się w ciszy, lecz zawzięty, okrutny, straszny, jak zbrodnia. Zdławionemi głosami, dysząc, rzucały sobie obelgi i żadna nie chciała
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/434
Ta strona została uwierzytelniona.