Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/439

Ta strona została uwierzytelniona.

która teraz rzewnie płakała. Spojrzawszy z pobłażającą wzgardą, na obie kobiety, rzekł:
— Cóż?... Jak widzę ulżyłyście sobie!... Czy nie lepiej było uniknąć tego wszystkiego! I obrałyście sobie właśnie dzień dzisiejszy! Jakie to głupie! Na dole jest już pełno osób i wszyscy się o was dopytują... Przybiegłem, by was natychmiast tam sprowadzić.
Bardzo być może, iż nie byłyby go usłuchały, pragnąc jeszcze przeciągnąć okropną swą zwadę, lecz Duvillard i Fonsègne, wypaliwszy cygara, nadeszli z gabinetu, oświadczając, że i oni zejdą teraz na dół przypatrzeć się publiczności. Ewa podniosła się z fotela i, już nad sobą panując, uśmiechała się z suchemi oczyma, a Kamilla, stanąwszy przed lustrem, poprawiała włosy, wpierw otarłszy chusteczką krople krwi czerwieniące się na skroni.
Trzy wielkie, dolne salony, tapicerzy udekorowali makatami i mnóstwem wspaniałych, podzwrotnikowych roślin. Sklepy wybite były czerwoną jedwabną materyą, stanowiącą efektowne i wesołe tło dla towarów, rozstawionych i rozłożonych na wielkich stołach, oddzielających damy sprzedające od publiczności, która tłumnie napływała. Bazar przedstawiał się bogato, błyskotliwie, pełen najróżniejszych towarów, począwszy od obrazów podpisanych głośnemi nazwiskami mistrzów, do drobiazgów etażerkowych, bielizny i strojów damskich. Ta mięszanina wabiła oczy i