Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/444

Ta strona została uwierzytelniona.

Laveuve’a... Lecz stało się, ale ręczę pani, że on rzeczywiście umarł...
Rozmowa z Piotrem przygnębiająco oddziałała na Ewę. Nie lubiła mówić o śmierci i o umarłych. Zawsze ją to mroziło i przejmowało strachem, obecnie zaś strwożyła się, jakby złą przepowiednią. Zdawało się jej, że ją samą przykrywają całunem i spuszczają do zimnego grobowca; wszak życie jej dziś przerwało się, wraz z ostatnią miłością. Piotr zaś pomimowoli uśmiechnął się z goryczą nad okrutną ironią tego miłosierdzia, przybywającego z pomocą w miesiąc po pogrzebie!
Piotr pozostał teraz sam na czerwonej aksamitnej ławce, bo Ewa odeszła, by powitać przybywającego sędziego Amadieu. Spieszył się on bardzo z powrotem do trybunału, gdyż uwolnił się tylko na krótką chwilę, by pokazać się w bazarze dobroczynnym i kupnem jakiego drobiazgu, złożyć dowód swej sympatyi dla instytucyi, będącej pod przewodnictwem baronowej Duvillard. Pochwycił go wszakże Massot, najczynniejszy z reporterów „Globu“ i natarczywie zaczął badać sędziego, jak obecnie stoi prowadzone przez niego śledztwo. Czy prawdą jest, że jakiś mechanik, nazwiskiem Salvat podłożył bombę pod pałacową bramę? Czy też należy to uważać za bajkę, wymyśloną przez policyę, bo tak utrzymywała pewna część paryzkiej prasy. Co o tem wszystkiem wyrokował sę-