Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/451

Ta strona została uwierzytelniona.

A widząc, że Gerard jest już zachwiany, dodał:
— Potrzebuję cię, mój drogi, więc nie możesz mi odmówić. Na dzisiejszym obiedzie będziesz przedstawicielem arystokracyi rodowej. Wiesz, jakie niezachwiane dotąd stanowisko zajmuje arystokracya w świecie teatru... A jeżeli ów krytyk, widząc ciebie przy Sylwii, nabierze przekonania, że jest ona protegowaną i przez arystokracyę, to tryumf naszej Sylwii będzie niezawodny...
Gerard przyrzekł swoją obecność, lecz zaledwie postąpił parę kroków w stronę sklepu baronowej, gdy zatrzymany został przez swego wuja, generała de Bozonnet. Generał czuł się podnieconym widokiem tylu ładnych, młodych kobiet, i wałęsał się dotąd po salonach, jak stara łódź pozbawiona steru, a rzucona na wzburzone prądy. Od dawna już opuścił panią Foasègne, kupiwszy jej, w podziękowaniu za jej cierpliwość, autograf monsignora Martha, za co z wielkopańską hojnością zapłacił sto franków. O wiele więcej kosztował go spacer pomiędzy młodemi pannami, które zajmowały się sprzedażą biletów loteryjnych, było ich pełno we wszystkich salonach i prawie każda zyskała w generale kupującego.
Rozweselony, rzekł do siostrzeńca:
— No, mój chłopcze, radzę ci, strzeż się tych dzierlatek... Bo to temu opędzić się nie można... A co prawda, człowiek ostatni grosz oddałby, byle popatrzeć zblizka na ich ładne buzie... Ale