Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/454

Ta strona została uwierzytelniona.

wia. Wydało jej się, iż regularne rysy jego twarzy, naprawdę noszą ślady przebytej choroby. A może ta bladość wynikła nie z fizycznych, ale z moralnych cierpień?... Wszak on tak niezmiernie jest dobrym, zatem musi boleć nad zmarnowanem swem życiem, nad swą niezdolnością do wojskowej karyery, nad tem, że dotychczas tyle już roztrwonił pieniędzy swej matce, która bezustanne czyniła wysiłki, by starczyć na zaspokojenie potrzeb syna. A może cierpienia jego wynikły skutkiem decyzyi, jaką powziął?... Bo naglony okolicznościami, zdecydował się na małżeństwo z tą bogatą dziewczyną, pomimo, że jest garbatą, krzywą, brzydką i złą!... Jaki on musi być nieszczęśliwy! Serce Ewy rozpłakało się nad niedolą tego ukochanego, a tak słabego człowieka. Zapominając więc, że nawet cicho szeptane słowa mogą być pochwycone przez kogoś z tych snujących się dokoła ludzi, rzekła z rozczuleniem a zarazem z gorącą prośbą:
— Jeżeli ty cierpisz, ach, jakże ja cierpię... Gerardzie! Musimy się spotkać... muszę się z tobą widzieć... chcę!
Zakłopotany, wyjęknął z cicha:
— Nie, nie, błagam! Odłóżmy, zaczekajmy... trochę później!
— Gerardzie, ja muszę się z tobą rozmówić... muszę... Kamilla mi powiedziała o twoich projektach... Nie możesz mi odmówić schadzki... mu-