Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/456

Ta strona została uwierzytelniona.

a jako częsty gość w pałacu Duvillard, zapoznał się z całem sekretnem życiem jego mieszkańców. Ileż nędzy fizyologicznej i moralnej było poza pozorami szczęścia, bogactwa i władzy tych ludzi. Była to jedna wielka rana zagnieżdżona i nieuleczalnie pożerająca serca i ciała ojca, matki, syna i córki, którzy, będąc jedną rodziną i żyjąc pod jednym dachem, żadnego nie mieli dla siebie uczucia, nic ich nie łączyło, a przeciwnie — wszystko rozłączało.
Z trudem Piotr przedostał się do drzwi i opuścił salony pałacu Duvillard, w chwili, gdy bazar na cel dobroczynny wrzał pełnią swego światowego tryumfu. Bawiono się wybornie. A tymczasem Salvat, uliczny włóczęga, kryjący się przed obławą policyi, przymierał z zimna i głodu, zaś Laveuve leżał już w mogile, nie doczekawszy się potrzebnej do życia kromki chleba od tego samego miłosierdzia, tak hałaśliwie manifestującego swą niewyczerpaną hojność i troskliwość.
Tak, losy Salvata, losy Laveuve’a, policzkowały straszliwą ironią czczość pomocy tych hulaszczych uroczystości, urządzanych pod pozorem niesienia ulgi cierpiącym.